top of page
  • DartsPL

Price na szczycie. Kciuk zachwycił.

European Tour 1 (International Darts Open 2022) padło łupem Gerwyna Price’a. Iceman w finale 8:4 pokonał Petera Wrighta i utrzymał pierwsze miejsce w PDC Order of Merit.


Zmiana lidera rankingu była blisko, ale w Niemczech bezbłędny był Gerwyn Price. Najważniejszą informacją dla polskich kibiców jest jednak bardzo dobra gra Krzyśka Kciuka. Polak najpierw wyeliminował Roba Crossa, a potem był bliski odesłania do domu Jonny’ego Claytona. Po drugiej stronie bieguna znalazł się Krzysiek Ratajski, który odpadł z Lewym Williamsem.


Ratajski bez zwycięstwa

Krzysiek Ratajski po minionych turniejach Players Championship pozwolił nam uwierzyć, że największy kryzys został zażegnany. Polak po delikatnie mówiąc nienajlepszym okresie miał szansę rehabilitacji. W drugiej rundzie European Tour los skrzyżował go z Lewym Williamsem, który w piątkowy wieczór wyeliminował Szweda Nilssona. Dla młodego Walijczyka ten mecz nie był spacerkiem, ale bez większych nerwów zakwalifikował się do fazy last32. A w niej czekał już na niego Krzysiek. Nikt nie spodziewał się stuprocentowej dominacji Polaka, bowiem Williams w ostatnim czasie osiągał dobre rezultaty, ale też nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że biało-czerwony może odpaść. Na początku spotkania to Rataj spisywał się lepiej na dystansie. Szybciej meldował się podwójnych, ale niewiele z tego wynikało. W trzeciej partii zmarnował trzy lotki na topie i nie dał rady przełamać rywala. Rewanż przyszedł bardzo szybko, bo już w kolejnej partii. Polak próbował ratować się wysokim zejściem ze 152, ale chybił podwójną 16. Ustawiony Williams trafił D20 i wyszedł na prowadzenie 3:1. Potem Lewy dorzucił checkout 121, na co Polak odpowiedział 92. Przy stanie 2:4 Krzysiek miał bulla na przełamanie, lecz rzucił singlową 18. Williams imponował chłodną głową, ponieważ na podwójnych nie za bardzo się mylił, a już na pewno nie dopuszczał do tarczy rywala. Parę minut później wróciła wiara w happy end. Polish Eagle utrzymał swój licznik, a następnie checkoutem 124 przełamał Walijczyka. Było 4:5 i zaczynał Polak. Gdy wydawało się, że większe doświadczenie naszego reprezentanta może okazać się decydujące, Krzysiek pokazał, że nie jest w stanie utrzymać nerwów na wodzy. W 10 partii zepsuł 4 lotki na podwójnych i pozwolił Walijczykowi rzucać na mecz. Na szczęście dla nas szansy nie wykorzystał, a w następnym podejściu Ratajski doprowadził do decidera. W nim poziom był bardzo wyrównany, ale zadecydowało to, że Lewy rzucał z pierwszego licznika. Zejściem z 96 zapewnił sobie drugie zwycięstwo nad Ratajskim w ciągu pół roku.


Występu naszego najlepszego dartera w Riesie nie można zaliczyć do udanych. Pożegnanie się z rozgrywkami już po pierwszym meczu jest po prostu rozczarowaniem. Wprawdzie rywal Polaka poprzeczkę podniósł dość wysoko, to wiemy że nie takie mecze Ratajski na scenie już wygrywał. Wydawało się, że doświadczenie pozwoli Polakowi ostatecznie ten mecz przepchnąć kolanem. Problem w tym, że niezainteresowany dartem widz miałby problem określić kto w PDC jest dłużej z tej dwójki i kto zajmuje wyższe miejsce w rankingu. Gwoździem do trumny po raz kolejny okazały się podwójne. Skuteczność na poziomie 26% nie pozwoli zwyciężyć meczu w tak krótkim formacie. Przed Ratajskim nie lada wyzwanie, by wrócić do ubiegłorocznej dyspozycji. Zwłaszcza, że szwankuje wiele rzeczy. O skuteczności już wspomniałem, ale zdecydowanie częściej w grze Polskiego Orła pojawiają się jeszcze 1,5 i 7. Spadł też procent trafionych T19 po zejściu na dół tarczy. Przecież kiedyś biało-czerwony był jednym z lepszych na dziewiętnastkach w całym PDC! Co gorsza czasu nie zostało wiele, ponieważ w ten weekend zagra w UK Open. Dodatkowym problemem jest coraz mniejsze wsparcie. Polscy kibice emocjonują się dobrą grą Kciuka. Wierzą w Białeckiego, który coraz śmielej puka do bram PDC. Mają Szagańskiego, który niedawno zachwycił na Q-Schoolu. Interesują się meczami Steyera w WDF. Zrezygnowani? Znudzeni marazmem? Zmiana warty? Nie, moim zdaniem nie! Wciąż nie mam wątpliwości, kto jest polskim numerem jeden i myślę, że to samo powiedzieliby Kciuk czy Białecki. To Ratajski od kilku lat daje nam najwięcej radości i to on zrobił dużo, żeby rozsławić darta w Polsce. Może i ma gorszy moment, ale wciąż jest 12 w rankingu PDC! Ciężko przewidzieć w którą stronę zmierzy kariera Ratajskiego, lecz nam nie wolno zwątpić i spisywać go na straty, bo tak powinni zachowywać się kibice.

Nie tak miała wyglądać przygoda Ratajskiego z International Darts Open 2022. Zostało wierzyć, że Polak wkrótce wróci do lepszej gry.


Kciuk dał wiele radości

Przed turniejem pisałem, że losowanie nie rozpieściło Krzyśka Kciuka, a jego zadaniem jest zagrać swojego darta i napsuć rywalom jak najwięcej krwi. Przyznam się, że pokonanie Crossa było dla mnie zaskoczeniem, a rozmiary zwycięstwa już prawdziwą sensacją! Nie chcę w żadnym wypadku powiedzieć, że triumf The Thumb zawdzięczał fatalnej skuteczności Roba na podwójnych, choć to na pewno było pomocne. Anglik zagrał po prostu jak amator i nie mam tu na myśli tylko rzutów na double’ach. Największe zastrzeżenia mam do podejmowanych decyzji. Miał 170 do końca, 120 wbite w tarczy i ustawionego rywala, a nawet nie spróbował rzucić bulla, tylko ustawił się na D16. Okej, do podwójnych doszedł, więc ta decyzja konsekwencji większych nie miała, bo miał jeszcze sześć lotek by piątego lega skończyć. Ale wybrać taki scenariusz przy stanie 1:3? Kolejna niezrozumiała decyzja przyszła przy stanie 1:5. Cross miał 90 na liczniku (84 Kciuk). Jak można podejście zacząć od 18 i potencjalnie nie mieć żadnej lotki kończącej przy dwóch singlowych wartościach? Ktoś może powiedzieć, że Voltage tak rzuca. No dobra, to może czas swoje nawyki zmienić. To co zaprezentował Rob przy tarczy w piątek nadaje się do podręcznika o tytule „Jak nie należy grać w darta”. Tyle o Crossie, bo też należy oddać Kciukowi do królewskie. Przede wszystkim chłodna głowa i skuteczność na double’ach w kluczowych momentach. Krzysiek nie kończył wszystkiego, ale rzadko kiedy dopuszczał rywala do tarczy po swoich pudłach. W tym aspekcie leżał największy problem Polaka podczas jego poprzedniej kampanii. Pomimo niezłej gry na dystansie zawodził w najważniejszych momentach. Niech poprzednie UK Open będzie przykładem. Lekcje zostały odrobione, a wnioski wyciągnięte. Kciuk był skoncentrowany i pewny swojego. W każdym legu grał swój licznik i nie dekoncentrował się popisami rywala przy tarczy. Polak był po prostu bardziej równy i absolutnie zasłużenie awansował do drugiej rundy.


Sobotnie spotkanie z Claytonem zaczęło się bardzo podobnie, bo od przełamania. W początkowej fazie meczu Kciuk był lepszy na dystansie i skuteczniejszy na podwójnych co dało prowadzenie 3:0. Zwłaszcza zejście ze 108 i w efekcie podwójny break Walijczyka było bardzo efektowne. Chwilę później byliśmy świadkami kolejnych przełamań, a Polak prowadził 4:1. Później Jonny podkręcił tempo i zaczął łapać kontakt. Przy stanie 4:3 wydawało się, że zaraz na tablicy wyników wyświetli się remis, ale Kciuk ni stąd ni zowąd bullem rozliczył 81 i prowadził 5:3! Niestety mimo wszystko Ferret kontynuował lepszą grę na dystansie. W dwóch kolejnych legach nie dopuścił Polaka do podwójnych i mieliśmy decidera. W nim trochę pechowo Kciuk ustawił się na 166. Czuł się mocny na dwudziestkach i mając 306 został na górze tarczy rzucając 140. Chwilę później fantastycznie zmniejszył wartość swojego licznika do 32, ale do podwójnej nie mógł podejść. Problem w tym, że już nie było mu dane rzucić w zewnętrzny pierścień tarczy, bo Clayton trafił jedyną lotkę meczową. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i po porażce z Claytonem wszyscy złapaliśmy się za głowę. Szczególnie pechowy był 10 leg, którego Krzysiek rozpoczynał, ale robin hood zabrał mu prawdopodobnie 60 punktów. Mimo wszystko Kciuk w Riesie spisał się wprost kapitalnie. Znacznie przebił oczekiwania, a przy tym udowodnił, że z odpowiednim nastawieniem jest w stanie rywalizować z każdym. Krzysiek do Polski wracał z podniesioną głową, a dzięki jego grze nam również humory dopisywały. Oby więcej takich występów!

Tak się cieszył Kciuk i tak cieszyli się Polacy przed telewizorami. Gra Polaka w Riesie momentami wyglądała jak piękny sen. Miejmy nadzieję, że w tym stanie dzięki Krzyśkowi zostaniemy na dłużej


Nie wszystko było oczywiste

Porażki Crossa i Ratajskiego to niejedyne sensacje w International Darts Open 2022. Z bardzo dobrej strony pokazał się Brian Raman. Lider rankingu WDF i debiutant w PDC w drugiej rundzie wyeliminował Jose de Sousę. Na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim jego chłodna głowa w kluczowym momencie meczu z The Special One. Checkout 103 w dziewiątym legu i 66 skończone przez bulla i D8 w deciderze to najważniejsze wybryki Belga w tym meczu. Trzeba przyznać, że Raman dość śmiało przywitał się z najlepszą federacją świata. W marazmie w dalszym ciągu znajduje się Mervyn King. The King nie dał rady Noppertowi w last32. Z European Tour 1 zapamiętamy go przede wszystkim z tego, że uczył Węgra Vesgo w jaki sposób należy odchodzić od tarczy, by nie wchodzić do wyłączonej strefy. Wbrew oczekiwaniom gospodarzy rozczarował ich lider – Gabriel Clemens. Gaga przegrał pojedynek derbowy z Nico Kurzem. Na szczęście dla Niemców w Riesie pojawił się inny bohater - Nico Springer. 21-latek najpierw poradził sobie z Jermaine Wattimeną, od którego od początku do końca meczu był po prostu lepszy. W drugiej rundzie wygrał wojnę nerwów z Brendanem Dolanem, a jego marsz zatrzymał dopiero Peter Wright w last16. Z bardzo dobrej strony zaprezentował się jeszcze Keane. Młodzieniec nie dał szans Meulenkampowi, a w drugiej rundzie napsuł sporo krwi van Gerwenowi i o mały włos nie doprowadził do decidera.


Być może podczas International Darts Open byliśmy świadkami odrodzenia Nathana Apinalla. ASP po słabym okresie i kontuzji wrócił na dobre do rywalizacji. Znalazł sposób na dwóch uczestników Premier League – Cullena i Wade’a. Odpadł dopiero w półfinale z Gerwynem Pricem. Anglik prowadził już 3:0, ale potem zaciął się i oddał siedem legów z rzędu. Identyczny przebieg miał drugi półfinał. Clayton prowadził z Wrightem 3:0, a na koniec mieliśmy 3:7. Jonny w Riesie pokazał ludzką twarz. Nie był maszyną jak w poprzednich miesiącach, a w jego grze nie brakowało słabszych momentów. Bliski ich wykorzystania był Dimitri van den Bergh w fazie last8. Belg na dystansie sprawiał wrażenie lepszego, ale pogrzebała go skuteczność na podwójnych. W tym spotkaniu miał zaledwie 16% (21 zepsutych prób)! Pomimo dojścia do ćwierćfinału rozczarował mnie jeszcze Michael Smith. BullyBoy zaczął od zwycięstwa nad Whitlockiem. Następnie w świetnym stylu rozbił van Duijvenbode (6:1). W ósemce spotkał się z Peter Wrightem. Scenariusz tego meczu był dość oczywisty, ponieważ oglądaliśmy go wielokrotnie, gdy jedna z głównych ról przypada Smithowi. Mozolny początek i długie wejście w mecz. Odrobienie strat. Spore szanse na sukces. Decider. Wzrost presji i spadek formy. Przegrana. To już znamy od jakiegoś czasu, a w grze Michaela niewiele się zmieniło.

Nico Springer swoją formą rozkochał publiczność. 21-latek udowodnił, że stać go na bardzo dużo.


Walka o numer jeden

W finale European Tour 1 spotkał się Gerwyn Price i Peter Wright. Stawką tego spotkania było nie tylko zwycięstwo w turnieju, ale również numer jeden światowego rankingu. Wright od dłuższego czasu depcze Walijczykowi po piętach, a w niedzielę miał szansę przeskoczyć go po decydującym starciu. Rywalizacja od pierwszych lotek stała na bardzo wysokim poziomie. Była też wyrównana, ale w sumie tylko do szóstego lega. W nim Snakebite zablokował się na podwójnych, a Iceman po raz pierwszy odskoczył na dwa legi. Wright starał się jak mógł, by dogonić rywala, ale tak dysponowany Walijczyk był poza jego zasięgiem i prawdopodobnie kogokolwiek na świecie. Price wygrał 8:4, a jego skuteczność na podwójnych wyniosła 88% (8/9)! Średnie obu wyniosły powyżej 106 punktów. To było wspaniałe widowisko, godne finału i walki o pierwsze miejsce w Order of Merit. Ten odcinek batalii padł łupem Icemana, ale to na pewno nie ostatni atak wyprowadzony przez Wrighta.


Autor: Tomasz Brodko

Post: Blog2_Post
bottom of page