top of page
  • DartsPL

Dzień niespodzianek w Hotelu Witek!

Trzeci dzień rozgrywek Grand Prix w podkrakowskim Hotelu Witek przyniósł dość niespodziewane rozstrzygnięcia. W turnieju pań nie wygrała Karolina Ratajska, która musiała uznać wyższość Małgorzaty Markowskiej. W turnieju panów swoją klasę potwierdził Łukasz Wacławski, który ograł faworytów i sięgnął po trofeum.

Dla redakcji DartsPL Grand Prix Krakowa, które odbyło się w miniony weekend w Hotelu Witek było pierwszą tak dużą darterską imprezą rozgrywaną w naszym kraju. Do stolicy Małopolski zjechało mnóstwo zawodników, którzy głodni sukcesów przystąpili do turnieju deblowego i dwóch turniejów singlowych. Ostatnio na naszej stronie mogliście przeczytać o wydarzeniach z dwóch pierwszych dni rozgrywek. Dzisiaj przyjrzymy się wydarzeniom z niedzieli, która zamykały obfity w darterskie emocje weekend. Pogromca faworytów Główna uwaga kibiców w turnieju męskim skupiona była na największych nazwiskach goszczących w Krakowie. Faworytami byli Sebastian Steyer, który triumfował dzień wcześniej i Sebastian Białecki, który po udanych występach na arenie międzynarodowej chciał potwierdzić swoją dobrą dyspozycję na krajowym podwórku. Wysoko stały również akcje Tytusa Kanika, który w ostatnich tygodniach dawał coraz więcej oznak powrotu do swojej najwyższej formy i Dawida Robaka, który od dłuższego czasu w krajowych turniejach odnosi bardzo dobre rezultaty. W wyśmienitej dyspozycji tego dnia był jednak Łukasz Wacławski. Darter z Warszawy, podobnie jak wymienieni wcześniej zawodnicy, cieszy się w polskim darcie ogromnym szacunkiem i większość zdawała sobie sprawę z jego ogromnych umiejętności. W turnieju sobotnim Wacław odpadł jednak w drugiej rundzie fazy pucharowej po przegranej 0-4 z Tytusem Kanikiem i wydawało się, że tym razem nie będzie on w stanie poskromić najlepszych rywali. W niedzielę było jednak kompletnie inaczej. Wacławski trafił na niezwykle trudną drabinkę, która było wprost najeżona wymagającymi rywalami. Reprezentant warszawskich rekinów nic sobie z tego jednak nie robił i dzięki kapitalnej grze odprawiał z kwitkiem kolejnych faworytów. Najpierw 1/8 finału ograł 4-2 grającego w OnlyDarts Premier League Wojciecha Brulińskiego, a w dwóch kolejnych rundach 4-1 wygrał z dwoma największymi faworytami turnieju – Sebastianem Steyerem i Sebastianem Białeckim. Świetna gra na dystansie i wysoka skuteczność na podwójnych pozwoliły Łukaszowi na triumfy w starciach z absolutną czołówką polskich darterów i awans do wielkiego finału. Dla Białeckiego porażka w półfinale podsumowała udany krakowski weekend. Sam Seba z pewnością mógł odczuwać małe rozczarowanie – przed startem rozgrywek liczył na występ na scenie finałowej, ale po raz kolejny przekonał się na własnej skórze o sile polskich darterów. W sobotę powstrzymał go kapitalnie dysponowany Konrad Pawłowski. W niedzielę najpierw otarł się o porażkę w ćwierćfinale w starciu z Hirkiem Furgałem, z którym wygrał dopiero po decydującym legu, a następnie nie był w stanie przeciwstawić się bezbłędnie grającemu Wacławskiemu.

Najlepsi panowie wspólnie mogli cieszyć się ze swoich sukcesów wspólnie na scenie finałowej. Na środku triumfator Łukasz Wacłwski, a po prawej finalista Tytus Kanik.

Finałowym rywalem Łukasza został Tytus Kanik, który w bardzo efektownym stylu przebrnął przez dolną część drabinki. Tito już podczas niedawno rozegranych turniejów Pucharu Polski w Częstochowie zdradzał przejawy bardzo wysokiej formy. Podczas weekendu w województwie śląskim udało mu się wygrać jeden turniej i dotrzeć do finału drugiego. W niedzielę w pełni potwierdził swoją wysoką dyspozycję. Aby dotrzeć do finału tak ważnego turnieju nie sposób nie spotkać na swojej drodze wyśmienitych rywali. Nie inaczej było w przypadku Kanika. Tytus ograł 4-0 Marcina Słomskiego, a w ćwierćfinale zmierzył się z Dawidem Robakiem. Ze starcia z rywalem ze Śląska również wyszedł obronną ręką i ograł go 4-2 zapewniając sobie awans do półfinału. W nim byłemu posiadaczowi karty PDC przyszło zmierzyć się z młodym i gniewnym Dawidem Herbergiem. Łodzianin ma z Krakowa bardzo dobre wspomnienia – podczas lipcowego Pucharu Polski rozgrywanego właśnie w stolicy Małopolski udało mu się dotrzeć do finału. W niedzielę ponownie udowodnił, że krakowskie powietrze mu sprzyja i dzięki wygranej nad Hubertem Paradyszem zameldował się w półfinale. Na razie pozycja w najlepszej czwórce turnieju Grand Prix będzie musiała Herbergowi wystarczyć. W starciu z Kanikiem nie udało mu się postraszyć rywala i po wygranej 4-0 Tito zameldował się w finale. Zero zamiast 180? Początkowe fragmenty finału przebiegały pod dyktando Kanika, który jawił się jako nieznaczny faworyt meczu. Tito najpierw dość pewnie utrzymał swój licznik w pierwszym legu, a następnie już w drugim legu spotkania dostał szansę na przełamanie rywala. Kanik zmarnował jednak dwie lotki na podwójnych i pozwolił Wacławskiemu na wyrównanie stanu meczu. Do niecodziennej sytuacji doszło w 3 partii finałowej rywalizacji. Wacławski swoją pierwszą lotką trafił w pole 60, ale dwie kolejne odbiły się od tarczy pociągając za sobą tę jedną wbitą. Zamiast radości ze 180 oczek pozostał niedosyt i zero punktów na koncie. W tym czasie nie próżnował Kanik, który zaliczył pierwszego w meczu maksa i w trzynastu lotkach uporał się z 501 punktami, wychodząc na prowadzenie 2-1. Pechowa sytuacja nie zdekoncentrowała Wacławskiego, a wręcz podziałała na niego motywująco. Kluczowy dla losów całego spotkania okazał się 5 leg, który stał na świetnym poziomie. Obaj zawodnicy bombardowali się nawzajem coraz to wyższymi zdobyczami punktowymi i w ekspresowym tempie ustawili sobie wartości kończące. Nerwy nadeszły w samej końcówce – obaj finaliści mieli pewne problemy z trafieniem podwójnej. Trzy szanse na podwójnej 16 zmarnował Kanik i to w pełni wykorzystał Wacławski, który trafieniem w podwójną 3 wywalczył pierwsze w meczu przełamanie. Do końca spotkania Łukasz był perfekcyjny przy okazji legów, w których rzucał jako pierwszy. Na nic nie zdała się 13 lotka Kanika w 7 legu – już partię później Wacławki miał okazję skończyć cały mecz. Ponownie nie obyło się bez wielkich nerwów i niewykorzystanych podwójnych z obu stron. Tito otrzymał od rywala całą masę okazji na doprowadzenie do lega decydującego, ale za każdym razem minimalnie się mylił. Presję ponownie lepiej wytrzymał reprezentant stolicy i dzięki trafieniu w podwójną 1 mógł cieszyć się z triumfu w całym turnieju. Przerwana passa W turnieju pań jak zwykle faworytką była Karolina Ratajska. Żona naszego najlepszego dartera od jakiegoś czasu zdominowała krajowe rozgrywki i gdziekolwiek się nie pojawiała, tam wygrywała wszystko co można było wygrać. Nie inaczej było w sobotę - choć Barbara Pośpiech pokazała, że Ratajską można ograć w jednym meczu, to nie udało jej się potem zatrzymać wielkiej rywalki w ścisłym finale. Większość spodziewała się podobnych rozstrzygnięć w turnieju niedzielnym. Początkowo nic nie wskazywało na problemy Ratajskiej – bez straty lega Karolina dotarła do półfinału, w którym udało jej się 4-2 ograć najgroźniejszą rywalkę z poprzedniego dnia – Barbarę Pośpiech. W górnej części drabinki na Ratajską czaiła się jednak inna niezwykle groźna rywalka – Małgorzata Markowska. Małgosia w ostatnim czasie nie pojawiała się tak często w turniejach stacjonarnych, ale o swojej wysokiej formie dała znać w rozgrywkach online. W Lidze Darta OnLine Markowskiej idzie kapitalnie i po udanym turnieju kwalifikacyjnym rywalizuje w najwyższej klasie rozgrywkowej – Ekstralidze. W Krakowie w sobotę z rywalizacją pożegnała się w ćwierćfinale po porażce z Karoliną Ratajską. W niedzielę po ograniu w półfinale Joanny Popiel dostała szansę rewanżu i zmierzenia się z najlepszą polską darterką w finale imprezy. Obie panie zagwarantowały kibicom w Hotelu Witek kapitalny spektakl, który śmiało można nazwać jednym z najlepszych finałów turniejów kobiecych w ostatnim czasie. Większość z neutralnych obserwatorów rozsiadło się wygodnie w fotelach oczekując kolejnego turniejowego triumfu Ratajskiej. Markowska od początku meczu pokazywała jednak, że nie zamierza sprzeda tanio skóry swojej przeciwniczce. Pierwszy leg padł łupem Ratajskiej, po świetnej 17 lotce, ale w drugiej partii Małgorzata odpowiedziała efektownym zejściem ze 138 i doprowadziła do remisu 1-1. W dwóch kolejnych legach triumfowała Ratajska, która pomimo pewnych problemów na podwójnych sprawnie dokładała na swoje konto kolejne wygrane legi. Markowska nie dała jednak za wygraną i w dwóch kolejnych rozgrywkach przetrwała aż 6 lotek meczowych rywalki! Małgorzata doskonale korzystała z pomyłek Ratajskiej i odrobiła straty doprowadzając do wyrównania i decydującego lega. W 7 partii Markowska wzięła już w sprawy w swoje ręce i nie musiała liczyć na błędy Karoliny. Po kapitalnym zejściu z 96 Małgorzata zakończyła lega w 15 lotkach i dopełniła imponującego come-backu!

Małgorzata Markowska (na środku z dołu) mogła cieszyć się z wygranej w niedzielnym turnieju pań.

Po wspaniałym finale kobiet Małgosia Markowska mogła unieść ręce w geście triumfu i cieszyć się ze swojego wielkiego sukcesu. Karolina Ratajska w końcu okazała się być człowiekiem i poległa w finale wielkiej imprezy. Po meczu paradoksalnie mogła poczuć swego rodzaju ulgę – do kolejnych turniejów będzie mogła podchodzić bez zbędnej presji i wygórowanych oczekiwań kibiców i ekspertów. Kolejne jesienne emocje Grand Prix za nami, ale nie oznacza to końca darterskich wrażeń w naszym kraju. POD nie zwalnia tempa i wciąż zapewnia darterom i darterkom w Polsce ogrom turniejowych możliwości. Jeszcze w październiku odbędzie się turniej Pucharu Polski w śląskim Mikołowie (23.10), a w listopadzie… kolejne Grand Prix! Tym razem czołowi zawodnicy spotkają się we Włocławku (12-14.11)! Nasza redakcja w kujawsko-pomorskim z pewnością się pojawi… mamy nadzieję, że Wy również! Autor - Arkadiusz Salomon Witrynę wspiera sklep DartTown.pl - specjalistyczny sklep darterski działający i wspierający darta od 2010 roku.

Post: Blog2_Post
bottom of page