top of page
  • DartsPL

Michael van Gerwen kontynuuje dobrą formę!

Michael van Gerwen w miniony weekend potwierdził, że znajduje się obecnie w wyśmienitej dyspozycji i po raz 33. w swojej karierze triumfował w rozgrywkach European Touru. W finale turnieju w Hildesheim gorszy okazał się Rob Cross.

European Tour w starej dobrej odsłonie powrócił na dobre. Ubiegłoroczna, znacznie okrojona wersja rozgrywek, w ramach której zawodnicy rozegrali zaledwie turnieje, wzbudziła wśród kibiców spore rozczarowanie. W tym sezonie nie mamy już jednak na co narzekać. Po turnieju w Riesie, przyszedł czas na drugi przystanek na mapie kontynentalnej Europy. Darterzy ponownie odwiedzili Niemcy, a dokładnie Hildesheim. Najlepsze wspomnienia z wyprawy do Dolnej Saksonii będzie miał Michael van Gerwen, który triumfował w turnieju European Touru po raz pierwszy, po 3-letniej przerwie! Holender w finale ograł Roba Crossa, który pokazał w Niemczech kawał dobrej gry i przypomniał o swojej świetnej formie sprzed lat. Sercak kibiców skradł Karel Sedlacek, który był jedną z największych sensacji turnieju. Czech dotarł do ćwierćfinału i ograł kilku darterów z czołówki. Nienajgorsze humory po minionym weekendzie będą mieli również polscy kibice. Krzysztof Ratajski z turniejem pożegnał się na etapie 1/8 finału. Polak co prawda wygrał zaledwie jedno spotkanie, ale stoczył za to wyrównany bój z aktualnym Mistrzem Świata – Peterem Wrightem. Polish Eagle rozegrał jeden z najlepszych meczów w ostatnich miesiącach i był bliski ogrania utytułowanego Szkota. Dwa oblicza Rataja Dla Krzysztofa Ratajskiego gra w Hildesheim rozpoczęła się w drugiej rundzie. Jego rywalem został jamie Hughes, który awansował bez gry – z powodu wycofania się Gerwyna Price’a, Brendana Dolana i Teda Evettsa, Hughes otrzymał w pierwszej rundzie wolny los. Ratajski, pomimo słabszej dyspozycji na początku obecnego sezonu, był faworytem tego starcia i z tej roli się wywiązał. Polak wygrał z Yozzą 6-3. Wynik cieszył, ale sama gra Krzysztofa już niekoniecznie. W meczu z Hughesem widzieliśmy typową dla 2022 roku odsłonę Ratajskiego. Polak przez długie momenty rywalizacji miał problemy z trafianiem potrójnych, jego lotki często znacznie pudłowały sektor 20, a podwójne nie były najpewniejsze. Sporo pomagał jednak rywal, który również nie prezentował się ze swojej najlepszej strony. Polak miał pojedyncze przebłyski dobrej gry – tak jak chociażby w 7. leg spotkania, w którym do maksa dołożył efektowne zejście ze 128. Ogólny obraz gry Polish Eagle’a był jednak dość przeciętny. Obaj darterzy mieli swoje lepsze i gorsze momenty, ale na szczęście dla polskich kibiców więcej tych dobrych miał Ratajski i to zapewniło mu wygraną 6-3.

Wciąż jesteśmy dalecy od powiedzenia, że Krzysztof Ratajski wrócił do swojej optymalnej formy, ale po turnieju w Hildesheim możemy mieć dobre nastroje. Wyrównany bój z Peterem Wrightem to dobry prognostyk na zbliżające się tygodnie.

W 1/8 finału los skojarzył Polaka z aktualnym Mistrzem Świata i nowym liderem światowego rankingu – Peterem Wrightem. To już drugi turniej z rzędu, w którym Krzysztofowi przyszło zmierzyć się z aktualną światową jedynką. O ile starcie z Pricem w UK Open wypadło co najwyżej przeciętnie, tak mecz z Peterem Wrightem w Hildesheim dał sporo nadziei na poprawę formy Ratajskiego. Polak zagrał bardzo dobre spotkanie okraszone średnią 96,11 i w niczym nie ustępował utytułowanemu rywalowi. Oczywiście Szkot nie prezentował się ze swojej najlepszej strony i daleko mu było od formy z Mistrzostw Świata. Wright zagrał jednak solidne spotkanie i gdyby Rataj powtórzył swój występ z meczu z Hughesem nie miałby pewnie szans na wyrównaną rywalizację. Na szczęście w sobotnie popołudnie zobaczyliśmy dużo lepszą wersję polskiego dartera. Imponowała szczególnie skuteczność na podwójnych – w całym meczu Ratajski spudłował zaledwie trzy rzuty do doubli i miał na nich ponad 50% skuteczność. Przez cały mecz obaj panowie szli łeb w łeb. O losach spotkania zadecydowało zaledwie jedno przełamanie autorstwa Snakebite’a w 9. legu spotkania. Minimalna przegrana z Wrightem 4-6 mogła wzbudzać rozczarowanie, ale z tego meczu można wyciągać tylko pozytywne wnioski. W końcu zobaczyliśmy Ratajskiego grającego na swoim dobrym poziomie i walczącego jak równy z równym z jednym z najlepszych darterów na świecie. Jeśli w kolejnych turniejach Rataj podtrzyma taki poziom, to z pewnością będziemy mieli z jego wyników znacznie więcej pociechy, niż miało to miejsce w ostatnich miesiącach. Piękny sen Sedlacka

Turnieje European Touru mają do siebie to, że często widzimy w nich zawodników, którzy na co dzień nie mają częstej okazji do rywalizacji na najwyższym poziomie. Jednym z takich darterów był w Hildesheim Karel Sedlacek. Czech stracił kartę zawodniczą na koniec poprzedniego sezonu i nie był w stanie jej odzyskać podczas Q Schoola. Devil Charlie nie próżnował i z kapitalnej strony pokazał się jednak w kwalifikacjach do turniejów European Touru dla zawodników z Europy Wschodniej. Sedlacek wygrał przepustki na aż cztery takie turnieje. Pierwszym z nich było właśnie Hildesheim. Karel dobitnie pokazał, że wciąż stać go na grę na poziomie Pro Touru i był największą sensacją turnieju. Czech grał wyśmienicie i z powodzeniem odprawiał z kwitkiem kolejnych zawodników. W dwóch pierwszych rundach wygrał 6-1 z Adrianem Lewisem i 6-0 z Chrisem Dobeyem! W obu meczach Devil Charlie notował średnie wyraźnie powyżej 90 i świetną grą zawstydzał wyżej notowanych rywali. Czech na tych dwóch triumfach nie zamierzał się zatrzymywać – w kolejnej rundzie sprawił kolejną sensację i odprawił do domu Jose de Sousę!

To był weekend Karela Sedlacka! Efektowne zwycięstwa nad czołowymi zawodnikami PDC zaprowadziła go aż do ćwierćfinału turnieju w Hildesheim. Czech w tegorocznym European Tourze może sporo namieszać!

Jego piękna przygoda z European Tourem skończyła się dopiero na etapie ćwierćfinałów. Jego pogromcą okazał się późniejszy finalista – Rob Cross. Na początku Czech był w stanie stawiać się Anglikowi, ale trzeba uczciwie przyznać, że był to najsłabszy występ Sedlacka w Hildesheim. Tym razem Devil Charlie nie był w stanie znaleźć odpowiedzi na dobrą grę Crossa i musiał pogodzić się z odpadnięciem z turnieju. Na Karela warto będzie w tym sezonie zwrócić uwagę. Biorąc pod uwagę liczbę turniejów European Touru, w której wystąpi i wysoki poziom jaki pokazał w miniony weekend, Czech nie będzie bez szans w walce o awans na Mistrzostwa Europy. Ostra reakcja George’a Noble’a Niemiecka publika zgromadzona w Halle 39 zazwyczaj otrzymywała od zawodników same pochwały. Do nieprzyjemnych scen doszło jednak podczas spotkania Joe Cullena z Darylem Gurneyem w 1/8 finału. Część z fanów starała się wybić z rytmu obu zawodników i przy ich podejściach do podwójnych wydawała z siebie pojedyncze, głośne gwizdy. Takie zachowanie niezwykle utrudniało grę obu zawodnikom, ale bardziej wpłynęło na Cullena. Rockstar w pewnym momencie odwrócił się z żalem w kierunku kibiców, prosząc ich o zaprzestanie takich zachowań. Wobec braku posłuszności kibiców, do akcji wkroczyć musiał sędzia meczu – Goerge Noble. Publiczność w Hildesheim została poinformowana, że jeśli nie przestanie gwizdać, mecz zostanie rozegrany bez jej udziału. Dawno, podczas turniejów PDC nie mieliśmy do czynienia z tak ostrą reakcją sędziego na zachowanie kibiców. Na całe szczęście reprymenda poskutkowała i w pozostałej części meczu zawodnicy mogli w pełni skupić się na celnym trafianiu w odpowiednie segmenty tarczy. Całą sytuację znacznie gorzej zniósł Joe Cullen. Rockstar posypał się w końcówce meczu i musiał uznać wyższość niezwykle solidnie grającego Gurneya. MvG wraca na europejski tron Czas przejść do rzeczy najważniejszych – finałowych rozstrzygnięć. W półfinałach byliśmy świadkami dwóch niezwykle ciekawych starć. W pierwszym Michael van Gerwen podjął Dimitriego van den Bergha. Holender udanie przebrnął przez cały turniej i bez większych problemów poradził sobie z Jose Justicią i Martinem Lukemanem. W ćwierćfinale do MvG uśmiechnęło się szczęście – z powodu kontuzji pleców z turnieju wycofał się Peter Wright i Holender otrzymał wolny los. Dla Dimiego dobry występ w Hildesheim był bardzo ważny – Dream Maker od jakiegoś czasu przestał grać na tak wysokim poziomie jak dwa lata temu, gdy był największą rewelacją sezonu. W Hildesheim szło mu bardzo dobrze, a jego droga do półfinału nie była usłana różami- rywalizował chociażby z Alanem Soutarem, Ryanem Searlem czy Michaelem Smithem. W starciu z van Gerwenem miał okazję na dobre przypomnieć kibicom darta o swoich ogromnych umiejętnościach. Mecz nie zawiódł i dostarczył ogromnej ilości emocji. Prowadzenie przechodziło z ręki do ręki i przez cały mecz trudno było prognozować, kto odniesie końcowy sukces. Oprócz zaciętej walki mieliśmy również wysoki poziom. Obaj darterzy utrzymywali swoje średnie w okolicach 100. W samej końcówce na prowadzenie wyszedł Dimi i wydawało się, że to właśnie Belg awansuje do finału. Van den Bergh prowadził 6-5 i miał dwa legi na zamknięcie meczu. Dimi nie wytrzymał jednak presji – najpierw słabą końcówką zaprzepaścił swoje szanse na przełamanie rywala, a następnie zmarnował trzy lotki meczowe na podwójnej 14 w deciderze. Jeśli marnuje się trzy, czyste lotki meczowe w starciu z Michaelem van Gerwenem, nie można myśleć o wygranej. Tak też było tym razem – MvG wykorzystał zawahanie rywala i awansował do finału.

W końcu dostaliśmy namiastkę starego, dobrego Dimitriego van den Bergha! Belg zaliczył świetny wytęp i otarł się o ogranie będącego w kapitalnej dyspozycji Michaela van Gerwena. Oby była to zapowiedź jego dobrej formy!

W drugim półfinale naprzeciw siebie stanęli Rob Cross i Daryl Gurney. Mecz nie przyniósł aż tak wielu emocji, ale miło było zobaczyć tę dwójkę na tak zaawansowanym poziomie turnieje. Ostatnie miesiące nie były zbyt udane dla obu zawodników. Częściej pisaliśmy o ich słabej postawie i rozczarowaniach, niż dobrej grze i sukcesach. W Hildesheim obaj notowali świetne występy. Cross utrzymywał równą formę i pewnie wygrywał kolejne mecze. Gurney imponował, jak za najlepszych lat, świetną skutecznością w trafianiu potrójnej 20. Irlandczyk z Północy pokazał się ze szczególnie dobrej strony w ćwierćfinałowym starciu z Jonnym Claytonem. Do świetnego punktowania dołożył kapitalne zejścia i skuteczność na podwójnych. Super Chin najpierw popisał się wyzerowaniem ze 164, a następnie 124 w deciderze, na wagę zwycięstwa! Jak już wspominałem drugi półfinał nie dostarczył aż tak wielkich emocji. Dość szybko uwidoczniła się przewaga Crossa, który odskoczył z wynikiem. Gurney nie grał tak dobrze jak w poprzednich rundach, a Voltage w pełni wykorzystuwał słabszą postawę rywala i kontrolował przebieg spotkania, nie dopuszczając rywala z powrotem do meczu. Wygrana 7-4 umożliwiła Robowi awans do finału. W finałowym starciu obaj zawodnicy stanęli przed szansą na przełamanie złej passy. Cross, pomimo tego, że jest dwukrotnym Mistrzem Europy, nigdy nie wygrał turnieju European Touru. Michael van Gerwen takich trofeów ma w swojej kolekcji co nie miara – przed startem turnieju w Hildesheim aż 32! Sęk w tym, że ostatni raz triumfował aż 3 lata temu! Voltage przez cały weekend spisywał się świetnie i nie zamierzał odpuszczać aż do końca turnieju. To właśnie Crossowi udało się lepiej wejść w mecz i po 5 legach na tablicy wyników widniał rezultat 4-1 na korzyść Anglika. Van Gerwena to jednak w żadnym stopniu nie przyćmiło. Holender odpowiadał rywalowi równie efektowną i skuteczną grą i szybko doprowadził do remisu. Kiedy wydawało się, że czeka nas wyrównana i zacięta końcówka, wyższy bieg wrzucił MvG. Holender grał kapitalnie i w większości legów był o krok przed rywalem. Cross zmuszany był do kończenia wysokich zejść, ale często brakowało mu „kropki nad i” w postaci celnie trafionej podwójnej. Michael korzystał z okazji i zazwyczaj czekał już, ustawiony na podwójnej. Od stanu 4-1 Voltage był w stanie ugrać zaledwie jedną partię! Wynik końcowy finału – 8-5 na korzyść Holendra. Pomimo imponującej serii legów, którą zdobył MvG, trudno powiedzieć, żeby Cross grał słabo. Finał w Hildesheim był kapitalnym starciem dwóch zawodników będących w bardzo dobrej dyspozycji. Śmiało możemy powiedzieć, że w decydującym meczu spotkało się dwóch najlepszych zawodników całego turnieju. Następna stacja? Monachium! Michael van Gerwen po okresie trzyletniej posuchy w końcu mógł cieszyć się z 33. triumfu w turnieju European Touru. Holender kontynuuje swoją świetną grę z Premier League i coraz bardziej przypomina siebie sprzed kilku lat. Za wcześnie na mówienie o tym, że wrócił stary dobry Michael van Gerwen, ale z pewnością Holendra należy się obawiać. Na razie daleko MvG do powrotu na szczyt rankingu Order of Merit, ale dzięki triumfowi w Hildesheim bardzo szybko wrócił do czołowej trójki zestawienia najlepszych darterów świata. Cross, pomimo finałowej przegranej, może być z siebie zadowolony, Voltage w Niemczech grał bardzo dobrze, a przede wszystkim bardzo równo O żadnym z jego meczów nie możemy powiedzieć, że zdarzył mu się moment drzemki. Dopiero kolejne miesiące pokażą, czy jest to oznaka lepszej gry Crossa, czy zaledwie pojedynczy udany turniej.

Rob Cross jest jednym z największych wygranych turnieju ET2. Co prawda nie udało mu się odnieść końcowego triumfu, ale doba gra na przestrzeni całych rozgrywek powinna zbudować pewność siebie Anglika na kolejne tygodnie.

Jeśli spodobał się Wam turniej European Touru, to mamy dla Was dobre wieści – to dopiero początek! Przed nami jeszcze 11. takich imprez, a najbliższa, już za miesiąc w Monachium. W stolicy Bawarii najlepsi darterzy spotkają się w dniach 16-18 kwietnia. Autor - Arek Salomon Witrynę wspiera sklep DartTown.pl - specjalistyczny sklep darterski działający i wspierający darta od 2010 roku.



Post: Blog2_Post
bottom of page