top of page
  • DartsPL

Na placu boju zostało już tylko dwóch!

Za nami ósmy – przedostatni dzień World Matchplay, podczas którego rozegrano dwa niezwykle emocjonujące mecze półfinałowe. W niedzielnym finale naprzeciw siebie staną Gary Anderson i Dimitri van den Bergh. Wraz z kończącym się tygodniem wielkimi krokami zbliżają się także ostateczne rozstrzygnięcia w turnieju World Matchplay. W sobotę 25 lipca rozegrano dwa niezwykle wyrównane i trzymające w napięciu do samego końca mecze półfinałowe. Dopiero po północy czasu polskiego mogliśmy ogłosić skład meczu finałowego tegorocznej edycji Matchplaya. Jako pierwszy w finale zameldował się Gary Anderson, który na przewagi ograł pogromcę Krzysztofa Ratajskiego – Michaela Smitha. W drugim półfinale górą był Dimitri van den Bergh, który wyrzucił z turnieju Glena Durranta. Rollercoaster Jako pierwsi na scenę Marshall Areny w Milton Keynes wyszli Gary Anderson i Michael Smith. Pierwszy półfinał tegorocznego turnieju World Matchplay oferował starcie dwóch uznanych już w świecie darta nazwisk. Anglik pomimo dość młodego, jak na darta, wieku należy do ścisłej czołówki rankingu PDC. Bez względu na wynik starcia półfinałowego „Bully Boy” był pewien awansu na 4 miejsce na świecie. Anderson swoje największe sukcesy święcił kilka lat temu – swego czasu był nawet liderem światowego rankingu. Obecnie nie wygrywa już regularnie wielkich turniejów, ale wciąż jest zawodnikiem, którego stać na ogranie każdego dartera na świecie. Mecz rozpoczął się w dość leniwym tempie – nie oglądaliśmy fajerwerków w wykonaniu żadnego z zawodników. Obaj darterzy utrzymywali swoje legi i na pierwszą przerwę techniczną Anderson zszedł z prowadzeniem 3-2. Średnie obu zawodników nieznacznie przekraczały 90. Ciekawiej zaczęło się dziać już w pierwszym legu po powrocie do gry. Smith wciąż nie mógł się wstrzelić w pola punktowane potrójnie i nie przypominał siebie z poprzednich rund. Gary wrzucił wyższy bieg i to wystarczyło na pierwsze w meczu przełamanie. „Flying Scotsman” nie miał większych problemów z ugrywaniem swoich legów i jego przewaga szybko urosła do prowadzenia 5-2. W kolejnej partii Smith uratował się przed kolejną przegraną efektownym checkoutem ze 120, który był jak dotąd najwyższym wyzerowaniem w całym meczu. W ostatnim legu przed przerwą Michaelowi nie udało się już jednak powstrzymać rywala i po raz drugi w meczu został przełamany – Anderson po 10 legach prowadził już 7-3. „Bully Boy” w poprzednich rundach przypominał maszynę, która była zaprogramowana do trafiania w potrójne 20. W spotkaniu z Andersonem, w początkowych fragmentach meczu, nie potrafił regularnie notować dużych zdobyczy punktowych. Po 2 przerwie technicznej byliśmy świadkami pierwszego dużego zwrotu akcji. Smith pomimo tego, że nie poprawił znacząco swojej gry – jego średnia z 3 lotek wciąż oscylowała w okolicach zaledwie 90 – zaczął odrabiać straty do rywala. Gary miał spore problemy ze skutecznością na podwójnych, a z jego błędów skrzętnie korzystał Anglik, który dwukrotnie przełamał rywala i na kolejną przerwę schodził przegrywając już tylko 7-8. Kiedy wydawało się, że Smith wreszcie dogoni Andersona i doprowadzi do remisu, Szkot popisał się efektownym przełamaniem po checkoucie 127, zakończonym celnym trafieniem w sam środek tarczy. Gra Smitha wciąż była bardzo nierówna – maksy przeplatał słabszymi podejściami do tablicy, w których nie trafiał żadnych potrójnych. Pomimo tego, że po 18 legach udało mu się doprowadzić do pierwszego od stanu 2-2 remisu w meczu to długo z takiego stanu rzeczy się nie cieszył. W 20 legu Anderson ponownie popisał się wysokim wyzerowaniem – tym razem ze 128 i na 4 i ostatnią przerwę techniczną schodził z prowadzeniem 11-9. Chwilę później Smith znalazł się w sporych tarapatach. Anderson po raz kolejny odskoczył mu na przewagę dwóch przełamań. Anglik był nieskuteczny na double’ach – nawet na ulubionej 20. Wciąż w jego grze więcej było nieudanych, nisko punktowanych podejść. Szkot wyszedł na prowadzenie 14-9 i był już tylko 3 legi od wielkiego finału. W kolejnej partii był o krok od kolejnego przełamania, ale dwa pudła na podwójnej 18 sprawiły, że to Smith wygrał niezwykle ważnego lega. Niewykorzystane sytuacje się mszczą - to stare powiedzenie potwierdziło się po raz kolejny. Kiedy wydawało się, że Anderson pewnie zmierza ku zwycięstwu „Bully Boy” zaczął wreszcie grać na dobrym poziomie. W kolejnym legu ani razu nie zszedł poniżej 100 punktów i zaczął odrabiać straty. Wreszcie trafiał potrójne i był skuteczny na podwójnych. Dobra gra zaowocowała serią 6 (!) wygranych legów z rzędu. Od stanu 9-14 Smith wyszedł na pierwsze w meczu prowadzenie 15-14 i teraz to on był bliżej finału. Niezwykle nerwowy był 29 leg – obaj zawodnicy mieli ogromne problemy ze skończeniem na podwójnej i pudłowali kolejne lotki. Ostatecznie to Smith przycelował w podwójną 1 i wygrał niezwykle ważnego lega. Anglik był już o krok od upragnionego 17 lega, ale to Anderson pokazał swoją klasę i doświadczenie w decydujących fragmentach spotkania. Najpierw odłamał rywala, a potem wytrzymał wojnę nerwów w końcówce i po wykorzystaniu pierwszej lotki meczowej wygrał całe spotkanie 18-16. Dla Szkota jest to niezwykle ważne zwycięstwo – już od dłuższego czasu nie wygrał żadnego dużego turnieju. Smith rozczarował i przez większość czasu nie grał na poziomie, do którego przyzwyczaił nas w meczach poprzednich rund. Wydawało się, że Anglik wyrasta na głównego faworyta do końcowego triumfu, ale słabsza postawa w półfinale przekreśliła jego szanse. Belgijska sensacja W drugim półfinale zmierzyły się ze sobą dwie sensacje tegorocznej edycji turnieju World Matchplay. Glen Durrant w drugiej rundzie wygrał z Peterem Wrightem i po raz kolejny pokazuje, że jest coraz bliżej czołowej 10 światowego rankingu. „Duzza” od kiedy porzucił federację BDO bardzo szybko zaczął osiągać świetne wyniki w PDC, a tegoroczny turniej w Milton Keynes potwierdza jedynie, że kwestią czasu jest jego wdarcie się do światowej czołówki. Jego rywal Dimitri van den Bergh z roku na rok czyni coraz większe postępy. Na swoim koncie ma już dwa ćwierćfinały Mistrzostw Świata, a w World Matchplay ma ogromną szansę na życiowy sukces. Ich półfinałowe starcie było niezwykle wyrównane. Wystarczy spojrzeć na pomeczowe statystyki – obaj zawodnicy zakończyli mecz ze średnią ponad 98, obaj rzucili też tyle samo maksów. Na początku meczu widać było sporo nerwowości w poczynaniach obu darterów. Zawodnicy mieli spore problemy z utrzymywaniem swoich legów i w pierwszej części meczu byliśmy świadkami sporej ilości przełamań. W siódmym legu po raz pierwszy na prowadzenie wyszedł van den Bergh i przez bardzo dużą część pojedynku tego prowadzenia nie oddał. Durrant przez cały mecz bezskutecznie gonił rywala. Kiedy tylko udawało mu się odrabiać przewagę przełamania – rywal szybko ponownie mu odskakiwał. Belg był z kolei bardzo skuteczny. Nie miał większych problemów z kończeniem legów – szczególnie upodobał sobie checkout z 68. Kilkukrotnie bezbłędnie trafiał w potrójną 20 i podwójną 4, kończąc legi i powiększając swoją przewagę. „DreamMaker” na 4 przerwę techniczną schodził z prowadzeniem 12-8 i wydawało się, że będzie w komfortowej sytuacji po powrocie do tarczy. Durrant nie zamierzał jednak tak łatwo odpuszczać. Po krótkiej przerwie wrócił do gry dużo skuteczniejszy niż wcześniej. Zaczął regularnie trafiać w pole potrójnej 19. U Belga widać było coraz więcej nerwów. Coraz częściej popełniał błędy, zwodziła go nawet jego ulubiona podwójna 18. Na efekty nie trzeba było długo czekać – „Duzza” w końcu zniwelował stratę do rywala, a po 27 legu wyszedł na pierwsze od dawna prowadzenie. Wydawało się, że Anglik odzyskał kontrolę nad meczem i ponownie jak w ćwierćfinałowym starciu z Vincentem van der Voortem w końcówce przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dimi miał jednak inne plany na ten wieczór – w końcówce wziął się w garść i ponownie odzyskał skuteczność na podwójnych. W 31 legu wykorzystał słabszy moment rywala i ponownie go przełamał. Po chwili wygrał swojego lega i mógł cieszyć się z wygranej w całym spotkaniu 17-15. Dla „DreamMakera” jest to fantastyczny wynik i największe osiągnięcie w karierze. W niedzielnym meczu z Andersonem powalczy o swój pierwszy tytuł w dużym turnieju, a patrząc na jego dobrą grę w kolejnych rundach nie pozostaje bez szans w starciu z dużo bardziej doświadczonym rywalem. Niewątpliwie w niedzielny wieczór czeka nas ogromna dawka darterskich emocji! Wyniki ósmego dnia (26.07) World Matchplay (w nawiasie podane średnie zawodników) Anderson (97,99) 18-16 (93,85) Smith van den Bergh (98,97) 17-15 (98,44) Glen Durrant Dziewiąty dzień World Matchplay (26.07) – finał Gary Anderson – Dimitri van den Bergh Transmisja od godziny 21:30 w Sportklub #darts #pdc #WorldMatchplayDarts Autor – Arkadiusz Salomon Zdjęcie - www.fr24news.com

Post: Blog2_Post
bottom of page