top of page
  • DartsPL

Powrót darta w wielkim stylu.

Za nami turniej World Matchplay! Po ponad tygodniu rywalizacji, w niedzielę poznaliśmy triumfatora tegorocznej edycji jednego z najbardziej prestiżowych turniejów darterskich. Po tak intensywnym maratonie meczów na najwyższym poziomie żaden kibic nie może narzekać. Tegoroczna edycja turnieju World Matchplay była wyjątkowa. Po pierwsze turniej odbył się tuż po jednym z najdziwniejszych okresów w najnowszej historii sportu – przerwie związanej z pandemią koronawirusa. Z tego powodu Matchplay po raz pierwszy w historii nie odbył się w Blackpool, a w Milton Keynes. Federacja PDC postanowiła właśnie z tego miasta stworzyć centrum darta i to tutaj przez najbliższy czas będą odbywać się wszystkie najważniejsze imprezy. Dzięki takiemu rozwiązaniu zawodnicy nie będą musieli nadmiernie podróżować między kolejnymi turniejami. Z dokładnie takich samych powodów w Milton Keynes nie oglądaliśmy też publiczności. Dart bez kibiców mocno traci na swojej unikalnej atmosferze, ale zawodnicy muszą na razie przystosować się do nowych warunków. Wyjątkowy był też triumfator całej imprezy – Dimitri van den Bergh. Belg w tym roku debiutował i był nierozstawiony, a przed turniejem mało kto postawiłby chociaż złotówkę na jego końcowy triumf. Dla polskich kibiców ważny był też bardzo dobry występ Krzysztofa Ratajskiego, który osiągnął swój najlepszy wynik w turnieju World Matchplay – ćwierćfinał. Potwierdzenie dobrej formy Krzysztof ratajski do turnieju World Matchplay przystępował w dobrym humorze i w świetnej dyspozycji. Polak ostatnimi czasy zrobił ogromne postępy i gołym okiem widać, że jest już naprawdę blisko światowej czołówki. Udane turnieje Summer Series dały mu awans z 15 na 13 miejsce w rankingu PDC co nie było bez znaczenia w kontekście Matchplaya. Wyższe rozstawienie oznaczało, że w drugiej rundzie Polish Eagle wpadał na Roba Crossa, a nie Petera Wrighta. Ratajski rozpoczął turniej w najlepszy możliwy sposób. W meczu pierwszej rundy przeciwko Jermaine’owi Wattimenie zagrał kapitalnie. Nie dał rywalowi większych szans – pozwolił mu na ugranie zaledwie 4 legów. Ratajski w meczu z Holendrem rzucał ze średnią ponad 107! Jego wynik pozostał już do końca turnieju najwyższą średnią osiągnięta przez jednego zawodnika w pojedynczym meczu. Tym występem Polak wysłał rywalom jasny sygnał – mogę walczyć z każdym. Kolejną dobrą wieścią dla kibiców Krzyśka była porażka Roba Crossa z Gabrielem Clemensem. Obrońca tytułu zaprezentował się ze słabiutkiej strony i pożegnał się z turniejem już w pierwszej rundzie. Niemiec wydawał się jak najbardziej w zasięgu Polaka i otworzyła się przed nim szansa na wywalczenie awansu do ćwierćfinału imprezy i pobicie wynik z poprzedniego roku. Ratajski po raz drugi zaprezentował się ze świetnej strony i po ciężkim boju udało mu się ograć Clemensa 12-10. Ratajski popisał się zimną krwią i ogromną odpornością psychiczną, ogrywając rywala w nerwowej końcówce. W meczu z Niemcem nie udało mu się co prawda przekroczyć średniej 100, ale Krzysiek mógł być zadowolony ze swojej postawy. Warto podkreślić, że w całym meczu German Giant przełamał Polaka tylko raz! Apetyt rósł w miarę jedzenia, polscy kibice mieli ogromne nadzieje na kolejne zwycięstwa Ratajskiego, ale w ćwierćfinale los skrzyżował Polaka z niezwykle wymagającym rywala – numerem 5 światowego rankingu Michaelem Smithem. Po niezwykle zaciętym boju Krzysiek uległ nieznacznie 13-16 i musiał pożegnać się z turniejem World Matchplay. Starcie ze Smithem nie było jego najlepszym meczem, ale wciąż jego gra stała na wysokim poziomie i sprawił utytułowanemu rywalowi mnóstwo kłopotów. Ratajskiemu nie udało się wedrzeć do półfinałów, ale w całym turnieju pokazał się z bardzo dobrej strony. Polak po raz kolejny pokazał, że z każdym turniejem w jego grze widać coraz większy progres. Pomimo dobrego wyniku Polak obsunął się po Matchplayu o dwie lokaty i wrócił na 15 miejsce w rankingu PDC. Wyprzedzili go triumfator całej imprezy – Dimitri van den Bergh, który zanotował gigantyczny skok w Order of Meirt i półfinalista – Glen Durrant. Porażki faworytów Tegoroczna edycja World Matchplay stała pod znakiem niespodziewanych rezultatów. Turniej poprzedzony był długą przerwą i forma zawodników była wielką niewiadomą. Większość wysoko rozstawionych darterów bardzo szybko pożegnała się z turniejem. Michael van Gerwen już po raz trzeci z rzędu odpadł z imprezy przed etapem ćwierćfinałów. W tym roku Holender już w drugiej rundzie uległ 4-11 Simonowi Whitlockowi. Numer jeden światowego rankingu w starciu z Australijczykiem momentami był całkowicie bezradny. Mecz zakończył ze słabiutką jak na siebie średnią, ledwo przekraczającą 90. Zwycięstwo Whitlocka nawet przez chwilę nie było zagrożone – mecz rozpoczął od efektownego prowadzenia 5-0. Na tym samym etapie z turniejem pożegnał się aktualny mistrz świata i numer dwa na świecie – Peter Wright. Szkot przegrał 8-11 z Glenem Durrantem głównie przez słabą skuteczność na podwójnych. Snakebite na 30 prób celnie trafiał tylko 8 razy i musiał przedwcześnie pożegnać się z turniejem. Jeszcze gorzej poszło turniejowej „3” i „4”. Zarówno Gerwyn Price jak i Rob Cross, który bronił tytułu, z Matchplaya odpadli już po pierwszym meczu. Walijczyk musiał uznać wyższość Danny’ego Nopperta. Iceman w niczym nie przypominał siebie z początków sezonu, gdy dominował w światowym darcie. Pozbawiony dopingu publiczności mocno przygasł i nie widzieliśmy jego charakterystycznych głośnych okrzyków po udanych rzutach. O Crossie wspominałem już wcześniej – Anglik nie poradził sobie z Gabrielem Clemensem i bardzo szybko okazało się, że nie powtórzy sukcesu z ubiegłego roku. Już na etapie ćwierćfinałów w stawce zostali tylko dwaj zawodnicy z czołowej 8 rankingu – Michael Smith (5) i Gary Anderson (8), którzy zmierzyli się ze sobą w pojedynku półfinałowym. Ze słabszej gry czołowych zawodników skorzystali ci, o których zazwyczaj nie jest tak głośno. Przede wszystkim Dimitri van den Bergh – triumfator całej imprezy. Belg nareszcie potwierdził swoje sukcesy w kategoriach młodzieżowych (dwukrotny młodzieżowy mistrz świata PDC) i zdobył swoje pierwsze wielkie trofeum. DreamMaker zaskoczył wszystkich już w pierwszej rundzie, gdy ograł faworyzowanego Nathana Aspinalla. W kolejnych meczach tylko potwierdzał swoją dobrą dyspozycję. Wisienką (lub truskawką, jak kto woli) na torcie był finałowy triumf nad Garym Andersonem i radość po zwycięstwie w całym turnieju. Z dobrej strony pokazał się też Glen Durrant, który doszedł do półfinału turnieju. Duzza po tym jak rozpoczął swoją karierę w PDC nie zwalnia tempa i w ekspresowym tempie przebija się w światowym rankingu. Pozytywnie zaskoczył także Adrian Lewis. Jackpot wreszcie pokazał namiastkę swojej dobrej gry sprzed lat i doszedł do ćwierćfinału, choć przed rozpoczęciem Matchplaya trudno było go podejrzewać o dobry wynik. To nie koniec darta! Turniej World Matchplay i emocje z nim związane są już za nami, ale nie oznacza to końca darta na najwyższym poziomie. Już niedługo do gry powróci Premier League! Od 25 do 30 sierpnia w Milton Keynes odbędzie się 5 kolejek tych prestiżowych rozgrywek. Od września Premier Leaguema powrócić do normalnej formy i turnieje mają odbywać się w różnych miejscach. Finał imprezy zaplanowano na 22 października w hali O2 w Londynie. W listopadzie w austriackim Grazu odbędzie się z kolei World Cup of Darts – drużynowe mistrzostwa świata. Dart po przerwie nie zwalnia tempa i już niedługo ponownie będziemy mogli zasiąść przed ekranami telewizorów, aby podziwiać zmagania najlepszych darterów świata. #pdc #darts #WorldMatchplayDarts Autor - Arkadiusz Salomon Zdjęcie

Post: Blog2_Post
bottom of page