Co roku o wygraniu karty zawodniczej decydują 4 turnieje rozgrywane na przestrzeni 4 dni. Dyspozycja dnia i szczęście w losowaniu często wymieniane są jako znaczące czynniki pomagające w dołączeniu do Pro Touru. Czy Q School to na pewno najlepszy możliwy format przyznawania miejsc w PDC?
Niedawno Chris Mason w rozmowie z Online Darts przyznał, że Q School i sposób przyznawania kart zawodniczych powinien ulec zmianie. Były zawodnik, a obecnie ekspert telewizji ITV, wskazywał na kilka problemów w obowiązującym obecnie formacie przyznawania miejsc w PDC nowym zawodnikom. Kuriozalne sytuacje sprawiające, że zawodnikom bardziej opłaca się opuszczanie turniejów i bardzo mała próba gier, która decyduje o bardzo ważnych rozstrzygnięciach sprawiają, że Q School często wzbudza kontrowersje.
Na temat Q Schoola wielokrotnie można było usłyszeć, że są to rozgrywki „specyficzne”, że często ważnym czynnikiem jest szczęście, a jednym z najbardziej decydujących czynników jest dyspozycja dnia. Obecna forma przyznawania kart zawodniczych sprawia, że w przepustkę do PDC otrzymują zawodnicy, którzy zagrają dobrze w 4 turniejach na początku roku, a nie tacy, którzy dobrą formę pokazują przez dłuższy czas. Być może istnieje lepszy sposób?
Lepiej nie zagrać
Chris Mason jako jedną z wad Q Schoola w obecnej formie wskazywał na niejasne i często kuriozalne zasady. Przykładów nie musimy szukać w odległej przeszłości – wystarczy spojrzeć na tegoroczne rozgrywki. Jednym z największych przegranych kwalifikacji do PDC został Conan Whitehead. Pochodzący z Gillingham darter wygrałby kartę zawodniczą, gdyby tylko nie wziął udziału w ostatnim turnieju Q Schoola. Brzmi kuriozalnie, prawda? Gdyby Whitehead wycofał się z 4 turnieju, obecnie byłby pełnoprawnym uczestnikiem Pro Touru. Whitehead zdecydował się jednak na grę i przegrał swoje spotkanie pierwszej rundy z Christopherem Gilliandem 3-6. Zepsuł sobie w ten sposób bilans legów i musiał oddać swoje miejsce w PDC Christianowi Perezowi, który (o ironio) jak dotąd nie pojawił się na żadnym turnieju. Cała ta historia brzmi komicznie, ale pamiętajmy, że na Q Schoolu decyduje się przyszłość wielu zawodników i możliwość otworzenia sobie drogi do zarobienia dużych pieniędzy. Dla samego Anglika oznacza to kolejny rok grania w darta w mniejszych turniejach i budowania swojej pozycji na zapleczu PDC. Whitehead wolał nie kalkulować, zagrał w darta i został za to ukarany.
Gdyby Conan Whitehead wycofałby się z ostatniego turnieju Q Schoola, to teraz grałby teraz w PDC.
https://www.dailystar.co.uk/sport/darts/pdc-tour-card-conan-whitehead-28967418
Dokładnie taką samą sytuację obserwowaliśmy w europejskiej części Q Schoola. Pascal Rupprecht znalazł się w dokładnie takiej samej sytuacji – w przypadku zrezygnowania z gry w 4 turnieju był już pewny zdobycia karty, a w przypadku zagrania istniała szansa na spadek w rankingu klasyfikacji generalnej. Niemiec wolał nie ryzykować, odpuścił sobie granie i był pewny sensacyjnego awansu do PDC. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że żaden turniej nie powinien promować wycofywania się, a jednocześnie karać za wzięcie w nim udziału. To po prostu kuriozalne.
Szczęście odgrywa rolę
Kolejnym zarzutem Chrisa Masona jest coś, co w kontekście rozmów o Q Schoolu przewija się za każdym razem. O przynależności do grona 128 najlepszych zawodników na świecie decyduje zaledwie kilka dni. Przez 4 dni finałowej fazy kwalifikacji rozgrywane są 4 turnieje, które rozstrzygają o losie kilkuset zawodników próbujących przebić się do PDC. Nikt nie przekona mnie, że to słuszna droga i sprawiedliwy sposób na wyłonienie najlepszych zawodników, którzy mają dołączyć do światowej elity. Chris Mason stwierdził, że drogę do Pro Touru często odnajdują zawodnicy, którzy mieli szczęście przy losowaniu drabinki i błysnęli formą na przestrzeni kilku dni, a tak po prostu nie powinno być. Trudno odmówić mu racji. W poprzednich latach kartę często zdobywali zawodnicy, którzy potem mieli ogromne problemy z zaistnieniem w PDC, a po dwóch latach po prostu przepadali. W obecnym kształcie turnieju praktycznie niemożliwym jest uniknięcie triumfu kilku przypadkowych zawodników, którzy w odpowiednim momencie błysnęli. W pokonanym polu często pozostają zawodnicy, którzy przez cały rok pokazywali dobrą formę i wydawali się idealnymi wzmocnieniami dla PDC.
Wykorzystać Challenge Tour
Jaki jest pomysł Chrisa Masona na odmianę systemu przyznawania karty zawodniczej? Wykorzystanie Challenge Touru, który jest przecież bezpośrednim zapleczem dla PDC! Mason zasugerował, że większość kart powinno przypadać w udziale czołowym zawodnikom Challenge Touru, a Q School mógłby być wykorzystany jako turniej ostatniej szansy, w którym zwycięzcy turniejów mogliby zyskać kwalifikację last minute. W tym roku do wygrania było 28 kart – zdaniem Masona 20 z nich powinno przypaść w udziale czołówce Challenge Touru, a pozostałe 8 rozdane zwycięzcom turniejów Q Schoola w części brytyjskiej i europejskiej. Komentator ITV zauważył, że nagradzać powinno się zawodników, którzy poświęcają się dartowi, wydają na niego swoje pieniądze i regularnie grają w strukturach PDC. Obecnie zaledwie dwóch najlepszych zawodników Challenge Touru otrzymuje przepustki do Pro Touru, a przecież cały cykl składa się z aż 24 turniejów rozgrywanych na przestrzeni całego roku!
Według Chrisa Masona Challenge Tour jest idealnym źródłem nowych uczestników Pro Touru.
https://www.dailystar.co.uk/sport/darts/chris-mason-world-darts-prison-28804833
Challenge Tour faktycznie wydaje się dość oczywistym sposobem na rozdanie kart zawodniczych. Występują w nim w końcu zawodnicy, którzy wzięli udział w Q Schoolu, ale nie udało im się wywalczyć karty zawodniczej. Możemy śmiało nazwać go darterską drugą ligą. Jego przewagą nad Q Schoolem jest na pewno liczba turniejów i czas jego trwania. Wysokiego miejsca w klasyfikacji generalnej nie da się wywalczyć jednym dobrym występem – trzeba na niego zapracować dobrą formą przez cały rok. Darterzy, którzy są w stanie to osiągnąć, w naturalny sposób będą pasować do gry w PDC, która wymaga dokładnie tego samego.
Ułatwienie dla Anglików
Taki system również miałby swoje wady. Jedną z nich byłoby uprzywilejowanie Anglików, którym łatwiej regularnie uczęszczać na turnieje Challenge Touru. W obecnym sezonie jedynie 4 turnieje serii rozgrywane są w Niemczech – reszta odbywa się Milton Keynes i Wigan. Taka forma kwalifikacji do PDC jeszcze bardziej utrudniłaby dostęp do darta na najwyższym poziomie zawodnikom spoza Europy. Nawet w obecnym systemie darterzy z Australii, Azji, obu Ameryk czy Afryki bardzo rzadko decydują się na grę w Q Schoolu.
Z drugiej strony, czy aby na pewno byłby to minus? W końcu gra w PDC wymaga częstego pojawiania się w Anglii – od tego nie da się prędzej czy później uciec. Czy w Tourze potrzebni są zawodnicy, dla których przyjazd do Anglii jest problematyczny? W tym roku kartę zawodniczą wywalczyli Corey Cadby i Christian Perez. Wszyscy byliśmy niezwykle podekscytowani powrotem Australijczyka i pierwszym w historii reprezentantem Filipin w PDC. W praktyce żaden z nich nie zagrał jeszcze w żadnym turnieju! Być może ulegnie to zmianie, ale na ten moment blokują oni miejsce dwóm innym darterom, którzy od pierwszego dnia mogliby aktywnie uczestniczyć w turniejach. Darterzy, którzy uczestniczyli w Challenge Tourze nie nieśliby za sobą podobnego ryzyka.
Christian Perez i Corey Cadby po wygraniu karty nie zadebiutowali jak dotąd w rozgrywkach PDC
https://mastercaller.com/players/christian-perez
Commentaires