top of page
  • DartsPL

Ratajska i Steyer najlepsi w Grand Prix 7 w Krakowie

W miniony weekend polscy darterzy zawitali do Hotelu Witek w Krakowie. W pierwszej części podsumowania skupimy się na wydarzeniach z piątku i soboty, a wtedy w najbardziej prestiżowych turniejach singlowych triumfowali Sebastian Steyer i Karolina Ratajska.


19 stycznia 2020 odbyło się ostatnie Grand Prix organizowane przed POD. Po ponad półtora rocznej przerwie w końcu odbył się ten prestiżowy turniej, a wszyscy zgromadzili się w Hotelu Witek.


Lech-Musialska/Pacierpnik oraz Robak/Macha zwycięzcami w piątek

Weekend z Grand Prix tradycyjnie został zainaugurowany przez pojedynki deblowe. Rywalizacja w parach była jednak dopiero przedsmakiem tego, co nasz czekało w sobotę i w niedzielę. W turnieju dwójek mężczyzn najlepiej poradzili sobie Dawid Robak i Łukasz Macha, którzy w finale 4:1 pokonali parę Bruliński/Pałaszewski. Zwycięska para wcale nie miała łatwej drogi do końcowego sukcesu, dlatego za ich wygraną należą się wielkie brawa. Zanim do owego finału się dostali, to po drodze eliminowali między innymi Kanika ze Stróżykiem oraz Piotra i Sebastiana Białeckich. Bardzo mocny początek mieli Bruliński z Pałaszewskim. Jak relacjonował popularny Brulion w pierwszych meczach prezentowali się bardzo dobrze, lecz w decydującej fazie turnieju nieco spuścili z tonu. Pomimo porażki w finale, pokonanie Kondrackiego i Błażejewskiego, Paradysza i Gaczorka oraz Kowalowa i Stryjskiego to bardzo dobre rezultaty.

Triumfatorzy gry podwójnej mężczyzn (z lewej Macha, z prawej Robak)


W turnieju pań bezkonkurencyjne okazały się Gosia Pacierpnik i Nina Lech-Musialska. Wrocławska para w finale uporała się 4:1 z Ratajską i Markowską. Już w sobotę rano obie panie były bardzo zadowolone, ale gdy okazało się, że ograły dwie zwyciężczynie turniejów indywidualnych (Ratajska wygrała w sobotę, a Markowska w niedzielę), to miały tym większe powody do satysfakcji. „Miałyśmy bardzo dobry dzień, w którym trafiłyśmy z formą. Jestem szczególnie zadowolona ze swojej gry, ponieważ miewam większe wahania formy niż Nina. O nią jestem zawsze spokojna, bo poniżej pewnego poziomu nie schodzi nigdy” – nie kryła radości Gosia Pacierpnik po wygranym turnieju deblowym w rozmowie z redakcją DartsPL.

Triumfatorki gry podwójnej kobiet (z lewej Lech-Musialska, z prawej Pacierpnik)


Sebastian Steyer z drugim zwycięstwem w Grand Prix w karierze

W sobotę rozpoczęła się część główna – turnieje singlowe. Jednak zanim to się stało, wszyscy czekali aż zakończą się rozgrywki Polskiej Ligi Steeldarta. Jak się okazało trwało to dłużej niż zakładano, więc single rozpoczęto z opóźnieniem. Turniej mężczyzn zgromadził 150 uczestników, podzielonych na 32 grupy. Przez tą fazę jak błyskawica przeszli Artur Rogalski oraz Grzegorz Sierpotowski, którzy wygrali cztery spotkania, a przy tym nie stracili nawet lega! W kategorii niespodzianek należy rozpatrywać drugie miejsca w grupach późniejszych finalistów – Pawła Styczyńskiego i Sebastiana Steyera. Styko uległ 1:3 Konradowi Kondrackiemu, a The Dream Markowi Kubiakowi (jak się okazało kilka godzin później Marek był jedynym zawodnikiem, który tego dnia znalazł sposób na Sebę – wielkie gratulacje).


W fazie last64 doszło do kilku bardzo ciekawych pojedynków. Wspomniany wyżej Sierpotowski nie miał lekkiego losowania, ponieważ przyszło mu się mierzyć z uczestnikiem OnlyDarts Premier League – Krzysztofem Galusem. Koniec końców pokonał krakowskiego gracza 3:1. Trudną przeprawę miał także Konrad Pawłowski, który po deciderze wyeliminował Marcina Przybyloka. Takim samym wynikiem skończyło się starcie Styczyńskiego z Damianem Pałaszewskim. Finalista turnieju deblowego musiał uznać wyższość rywala z Lubelszczyzny. W 1/32 z Grand Prix pożegnał się jeszcze Marcin Słomski. Reprezentant gliwickiego darta odpadł z Romanem Gutkowskim (2:3).


Faza last32 to przede wszystkim bardzo wyrównane mecze Engela z Pożerskim (4:3), Herberga z Kowalowem (4:3) czy Steyera z Brulińskim (4:3). Nadzwyczaj gładko z Łukaszem Wacławskim rozprawił się Tytus Kanik – 4:0. W last16 oglądaliśmy pokaz siły graczy, którzy na przestrzeni całego dnia prezentowali się najlepiej. Do ćwierćfinałów bez straty lega awansowali Sebastian Białecki, Tytus Kanik, Paweł Styczyński, Sebastian Steyer, Dariusz Marciniak oraz Konrad Pawłowski. Emocji nie zabrakło za to w meczu Sławka Olszewskiego z Dawidem Robakiem. Po siedmiolegowym thrillerze lepszy okazał się ten pierwszy.


Mecze ćwierćfinałowe zgromadziły już sporą publiczność. Kilkudziesięciu kibiców śledziło zmagania swoich kolegów. Najgłośniejsi byli fani Pawłowskiego i Styczyńskiego, ale mieli powody do radości. Wspomniana dwójka pokonała faworyzowanych rywali. Największą niespodziankę sprawił Pawłowski. The Hungry Man 4:3 wyeliminował Sebastiana Białeckiego. Konrad miał szansę wygrać jeszcze okazalej, lecz przy stanie 3:2 zmarnował lotkę meczową na D12. Białecki dał radę doprowadzić do decidera, ale w nim nie dał rady Pawłowskiemu. Styczyński z kolei uporał się 4:2 z Tytusem Kanikiem, mimo że początek spotkania nie układał się po jego myśli. Dariusz Marciniak został pokonany 4:1 przez Sebastiana Steyera. Pomimo zwycięstwa ambitny The Dream nie był zadowolony ze swojej gry i po trafieniu lotki meczowej zdenerwowany odszedł od tarczy. Po zwycięstwie nad Robakiem rozpędził się Olszewski, którego postawa w fazie grupowej nie zwiastowała obecności w półfinale. W last8 do zera ograł Artura Rogalskiego.


W last4 dobrą grę kontynuował Sławek Olszewski, który przegrał ze Steyerem tylko 3:4. Seba to starcie wygrał po prostu doświadczeniem i pomimo wyniku na styku zachował chłodną głowę. W tym samym czasie Paweł Styczyński w rozmiarach 4:2 uporał się z Konradem Pawłowskim. Tradycyjnie w Krakowie mecz finałowy został rozegrany na specjalnie przygotowanej scenie. Styko i Seba mieli wśród kibiców swoich zwolenników, którzy po udanych podejściach swoich pupili przekrzykiwali się nawzajem. Pierwszego lega ugrał Styko, ale The Dream szybko odpowiedział w ten sam sposób. Przy stanie 1:1 Paweł pomylił się na podwójnych, co skrupulatnie wykorzystał jego rywal. Mimo to Styczyński nie podłamał się i zgarnął dwie kolejne (bardzo wyrównane) partie i wyszedł na prowadzenie 3:2. Następnie obaj zgarnęli po jednej, a Paweł wyszedł na prowadzenie 4:3 i był 501 punktów od zwycięstwa w Grand Prix 7. Wtedy w grze Styka pojawiła się nerwowość. Być może perspektywa zwycięstwa zaczęła mu ciążyć. Steyer szybko wypracował sobie bezpieczną przewagę i doprowadził do decidera. Walkę do bulla wygrał Kędzierzanin i jak się okazało to pomogło mu zwyciężyć. Ostatnia partia była bardzo wyrównana i te trzy lotki więcej w ręce Seby pozwoliły mu rozliczyć 52 i zwyciężyć to pasjonujące starcie!



Krótko po meczu obaj panowie udzielili nam krótkiego wywiadu, który prezentujemy poniżej.

Sebastian Steyer

Cześć Sebastian. Gratulujemy zwycięstwa w finale. Jakie wrażenia po triumfie w Grand Prix?


Dziękuję bardzo! Wrażenia po finale są bardzo dobre. To był mega mecz. Jestem naprawdę szczęśliwy, ponieważ wygrałem dopiero drugi turniej Grand Prix. Towarzyszyło mi dużo emocji. Po trzech latach znów udało się zająć pierwsze miejsce i jestem z tego zadowolony.


Mimo wszystko turniej nie zaczął się po Twojej myśli. Czy zajęcie drugiego miejsca w grupie sprawiło, że zwątpiłeś w końcowy sukces?


W fazie grupowej grałem słabego darta. Przegrałem jeden mecz i to spowodowało, że zająłem drugie miejsce. Na szczęście udowodniłem, że można wyjść z drugiego miejsca i wygrać turniej.


Czy masz jakieś plany na najbliższą przyszłość?


Tak, w przyszłym tygodniu lecę do Danii na naprawdę duży turniej. Najpierw wystąpię w Denmark Open, a następnie w Denmark Classic. Zwycięzca otrzyma kwalifikację do Lakeside, więc jest o co walczyć. A w późniejszym czasie jeszcze zobaczymy. Możliwe, że pojawię się w Walii i Anglii, ale przede wszystkim stawiam na Węgry i Czechy i walkę o mistrzostwo świata.


Paweł Styczyński

Cześć Paweł! Jak skomentujesz na gorąco finał? Czego zabrakło, żeby wyrwać ten mecz z Sebastianem Steyerem i wygrać cały turniej?


Faktycznie zabrakło bardzo niewiele. Kilka spudłowanych podwójnych w kluczowych momentach i większej liczby punktów na dystansie.


Znacie się z Sebastianem Steyerem doskonale i zagraliście ze sobą niejeden mecz. Zwracasz uwagę na to z kim grasz?


Na pewno świadomość tego z kim gram i na co stać rywala zmienia podejście do meczu. Na pewnym poziomie wiesz jednak, że możesz wygrać praktycznie z każdym przeciwnikiem i zwracasz uwagę przede wszystkim na swoją grę. Dzisiaj koncentrowałem się przede wszystkim na tarczy i na moich rzutach.


Miałeś dzisiaj w Krakowie silną grupę wsparcia, która dopingowała cię we wszystkich etapach turnieju. Pomaga ci to w jeszcze lepszej grze?


Zdecydowanie doping i okrzyki bliskich osób mi pomagają. Niektórzy zawodnicy potrzebują ciszy i spokoju, a inni wolą głośną atmosferę, którą zapewniają kibice. Według mnie doping, oklaski i krzyki napędzają do lepszej gry. Ja to lubię!

Najbardziej prestiżowe rozgrywki singlowe padły łupem Karoliny Ratajskiej i Sebastiana Steyera


Udany rewanż Ratajskiej

W tym samym czasie w Hotelu Witek rywalizowało 27 kobiet, które przez organizatorów zostały podzielone na osiem grup. Przez pierwszą fazę jak burza przeszły Małgorzata Pacierpnik i Justyna Jaćmirska, które we wszystkich meczach straciły zaledwie jednego lega. Zgodnie z przewidywaniami z pierwszego miejsca awansowały między innymi Nina Lech-Musialska, Katarzyna Drążek czy Małgorzata Markowska. Trochę niespodziewanie grupy nie wygrała za to Karolina Ratajska, która 2:3 uległa Barbarze Pośpiech. Po deciderze smaku porażki zaznała także Renata Słowikowska – lepsza okazała się Ilona Farba. W takim wypadku obie panie w drugiej rundzie zameldowały się z drugich miejsc. Zaskoczeniem był jeszcze brak awansu do fazy KO Karoliny Załawki. Reprezentantka Opolszczyzny przegrała z Joanną Popiel, a także Dianą Smolińską.


Fazę pucharową faworytki z reguły zaczęły od zwycięstw. Sporą odwagą wykazała się Katarzyna Drążek, która wyeliminowała Olę Boniecką (3:2). Zarząd POD na pewno odnotował sobie, kto im podpadł sobotniego wieczoru J Na etapie ćwierćfinałów doszło do starcia numeru jeden i numeru dwa krajowego rankingu – Markowskiej z Ratajską. Oczywiście było to konsekwencją tego, że Karolinie nie udało się wygrać grupy. Lepsza okazała się żona Krzysztofa Ratajskiego – było 4:1. W fazie pucharowej można było zachwycać się nad grą Barbary Pośpiech. Basia bez straty lega pokonała Patrycję Głowacką i Gosię Pacierpnik. Redakcja DartsPL podglądając niektóre mecze była pod sporym wrażeniem gry Renaty Słowikowskiej. Renia prezentowała się naprawdę świetnie, lecz swoją przygodę z Grand Prix 7 zakończyła na półfinale – 3:4 przegrała z Pośpiech. Na tym samym poziomie z turniejem pożegnała się Nina – 0:4 z Ratajską.


Starcie finałowe pomiędzy Ratajską a Pośpiech to była okazja dla Karoliny do rewanżu za porażkę w grupie, a dla Basi do udowodnienia, że tego dnia nie miała sobie równych. Mecz lepiej rozpoczęła Karolina – 1:0. W drugiej partii przewagę zyskała Basia, lecz była bliska roztrwonienia tego przez problemy na podwójnych, ale na szczęście dla niej upolowała double’a szybciej niż rywalka. Kolejny leg miał podobny obraz: bardzo dobra gra na dystansie, ale kłopoty ze skutecznością na koniec. Ostatecznie Ratajska upolowała D1 i wyszła na prowadzenie 2:1. Do końca meczu Karolina wypracowywała sobie większy zapas i podchodząc na double’i nie czuła aż takiej presji. W bardzo ładnym stylu przełamała Basię – 3:1. Do końcowego sukcesu brakowało jej już tylko jednego lega. Pośpiech nic sobie z tego nie robiła i do końca dzielnie walczyła. Zmarnowała jedną lotkę na topie, by wrócić do meczu. Chwilę później do tarczy podeszła Ratajska i D18 zapewniła sobie zwycięstwo w turnieju.



Załawka i Moroń z trofeami za Grand Prix Cup

Gdy faza pucharowa w turnieju mężczyzn i kobiet nabierała rumieńców, wystartował turniej dla osób, którym nie udało się wyjść z grupy. Był rozgrywany w fazie KO, więc nie było miejsca na potknięcia. U Pań bezkonkurencyjna okazała się Karolina Załawka, która pokonała kolejno Magdę Jasek, Ewelinę Modrzejewską, a w finale Monikę Szarańską (3:1).


U panów poziom był bardzo zacięty, a w gronie uczestników znalazło się kilka nazwisk, które spokojnie mogło powalczyć w turnieju głównym. Do tego grona na pewno należą Krzysztof Lauer i Hieronim Furgał. Obaj spotkali się na etapie ćwierćfinałów, a tam lepszy (3:2) okazał się Hirek. Wśród lucky loserów dobrze radziła sobie rodzina Moroniów – ojciec Piotr i syn Mariusz. W komplecie zameldowali się w półfinałach. Nie sposób nie wspomnieć o derbach Wrocławia rozegranych w ćwierćfinale. Piotrek Ostrowski podejmował Łukasza Kłysika. Panowie znają się doskonale nie tylko z dolnośląskich turniejów, ale także wspólnie brali udział w piątkowym turnieju dwójek. W bezpośrednim starciu 3:2 wygrał Ostrowski. Ostry chwilę później znalazł sposób na młodszego z Moroniów (3:2) i tym samym zameldował się w finale. Rodzinne spotkanie w ostatniej fazie było naprawdę blisko, bowiem Piotr Moroń (także po deciderze) wyeliminował Furgała. Ostatni mecz Grand Prix Cup można nazwać wyrównanym. Każdy z Piotrków był naprawdę bliski przedwczesnego rozstrzygnięcia meczu na swoją korzyść, ale szwankowała u nich skuteczność na podwójnych. Okazało się, że po raz kolejny do rozstrzygnięcia niezbędny był decider. A w nim Rzeszów ograł Wrocław,więc Piotr Moroń zwyciężył 3:2.

Triumfatorzy GP Cup (Karolina Załawka i Piotr Moroń)


Już w krótce relacja z niedzielnych zmagań w Hotelu Witek.


Autor: Tomasz Brodko

Post: Blog2_Post
bottom of page