top of page

Subiektywnym okiem #5 - Wyrównana stawka czy słaba czołówka?

  • Zdjęcie autora: DartsPL
    DartsPL
  • 22 mar 2023
  • 6 minut(y) czytania

W darterskim świecie od dawna panuje przekonanie, że obecnie czołówka jest znacznie bardziej wyrównana i szersza niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu. Obecny sezon potwierdził to dając nam dwóch sensacyjnych triumfatorów turniejów telewizyjnych. Czy stawka w PDC faktycznie się wyrównała, czy świadczy to o słabości czołówki?

ree

„W Europie nie ma już słabych drużyn” to cytat powtarzany w świecie piłki nożnej tak często, że nie sposób już stwierdzić, kto jest jego autorem. Kolejne niespodzianki i wygrane drużyn z drugiego, a nawet trzeciego szeregu doprowadziły do przekonania, że każdy może wygrać z każdym. Jak to jest w darcie? Podobnie! Coraz mniej szokują nas dobre występy zawodników z trzeciej, a nawet czwartej dziesiątki światowego rankingu, którzy często w ekspresowym tempie robią kariery. Czasy wielkich dominatorów na razie odeszły w niepamięć, a turnieje telewizyjne padają łupem coraz bardziej niespodziewanych zawodników.


Już poprzedni sezon pokazał nam, że po największe trofea mogą sięgać zawodnicy z darterskiej „drugiej ligi”. Mistrzostwa Europy wygrane przez Rossa Smitha, czy trochę mniej szokujące, ale wciąż dość niespodziewane triumfy Danny’ego Nopperta w UK Open czy Joe Cullena w Mastersie zdają się tę tezę potwierdzać. Początek obecnego sezonu przyniósł jeszcze większe sensacje. Jeśli ktoś przewidział przed startem rozgrywek triumfy Chrisa Dobeya i Andrew Gildinga to albo jest jasnowidzem, albo szaleńcem.

Nie zamierzam polemizować z tym, że darterska stawka faktycznie się wyrównała i coraz trudniej regularnie ogrywać zawodników z dalszych pozycji w rankingu. Z drugiej strony światowa czołówka też ma swoje za uszami i na początku obecnego sezonu pokazuje swoje słabości. I właśnie na tych liderów dzisiaj trochę sobie ponarzekam.


Najrówniejszy z nierównych

Najrówniejszy z całej czołówki jest obecnie Michael van Gerwen i gdybyśmy musieli wybierać najlepszego obecnie zawodnika na świecie, to pewnie wybór padłby właśnie na Holendra. MvG faktycznie notuje udany początek sezonu, ale zarówno sam Mighty Mike, jak i eksperci są zgodni co do jednego – wyniki trzykrotnego Mistrza Świata są znacznie lepsze niż sama jego gra. Holender potrafi grać genialnie, ale potrafi też notować momenty przestoju i popełniać sporo błędów. Często w ramach jednego spotkania w Premier League można z łatwością dostrzec te jego wahania formy. Idealnym przykładem była jego rywalizacja z Nathanem Aspinallem w Glasgow. Holender zaczął fatalnie i jego rywal szybko zbudował przewagę 4-1. Potem nastąpiło przebudzenie i okres rewelacyjnej gry podsumowanej Big Fishem i doprowadzeniem do decidera. W decydującym legu gra Holendra znów zaczęła przypominać mały koszmarek – multum lotek spudłowanych na dużych sektorach i wygrana właściwie za darmo oddana Aspinallowi.


Swoje słabości van Gerwen pokazywał przecież także podczas UK Open. Tam też zdarzały mu się słabsze momenty i błędy na podwójnych. Błędy, które jako jedyny potrafił wykorzystać Andrew Gilding w meczu finałowym. Solidna gra na punktacji i kurczowe trzymanie się tuż za plecami rywala w oczekiwaniu na jego ewentualne pomyłki zdały egzamin perfekcyjnie. Michael van Gerwen nie jest obecnie dla swoich rywali równie bezwzględny i niewybaczający pomyłek, jak w swoich najlepszych czasach. Nie mówimy tu nawet o czasach dominacji Holendra w PDC, wystarczy spojrzeć na ubiegły sezon, w którym MvG wrócił w wielkim stylu do seryjnego wygrywania trofeów. Na razie do takiej dyspozycji Mighty Mike’owi brakuje sporo.


ree

źródło: https://media.zenfs.com/en/planet_sport_833/3bc8916737f3431fcda26b9d374263c5


Błysku z końcówki poprzedniego sezonu brakuje też drugiej najważniejszej postaci ostatnich miesięcy 2022 roku – Michaelowi Smithowi. Bully Boy swój okres rządów jako Mistrz Świata rozpoczął w niemrawym stylu. Dość niespodziewanie największym problemem Anglika na początku obecnych rozgrywek jest mocne punktowanie. Ze wszystkich elementów gry Michaela Smitha, o ten z reguły nie trzeba było się martwić. Obecnie zdarzają się jednak momenty, w których Smithowi po prostu brakuje regularnie trafianych potrójnych. Od Mistrza Świata i numeru jeden rankingu zawsze będziemy wymagać znacznie więcej. Na razie o Smithie mówi się mało – z jednej strony trudno zdecydowanie powiedzieć, że znajduje się pod formą, ale z drugiej strony nie pokazał też jak dotąd niczego wybitnego. A jak się o kimś mówi mało, to trochę tak jak ze stwierdzeniem, że ktoś jest miły. Sami wiecie…


Upadłe walijskie smoki

Jeszcze w 2021 roku walijski dart był u szczytu swoich możliwości. Gerwyn Price był aktualnym Mistrzem Świata, a sezon życia notował Jonny Clayton, który szokował swoją wybitna grą i ekspresową transformacją ze średniaka do jednego z najlepszych zawodników na świecie. W tamtym okresie bezpośrednia rywalizacja Walijczyków była traktowana jako jeden z najlepszych meczów w darterskim świecie. Efektowna prezentacja Sky Sports porównująca ich starcie z walką dwóch smoków dodawała ich meczom wspaniałej otoczki. Jednym słowem były to spotkania, które elektryzowały darterski świat. Jak jest obecnie? Trzeba uczciwie przyznać, że obaj poszukują swojej najlepszej formy.

ree

źródło: https://www.sportinglife.com/images/news/945x532/4cb81d23-828e-4858-bf29-c82b81e9934c.jpg

Bliższym odnalezienia gry sprzed kilkunastu miesięcy jest Gerwyn Price. U Icemana problemy pojawiły się już w poprzednim sezonie. Kontuzje, dołki formy i wieczne przepychanki z kibicami sprawiły, że jedynym dużym triumfem Price’a w 2022 roku była wygrana w World Series of Darts Finals, które jak doskonale wiemy, trudno traktować na 100% poważnie. W grze Walijczyka przestały funkcjonować największe bronie, jakimi straszył rywali w Ally Pally w 2020 roku. W obecnym sezonie Price gra w kratkę. Kiedy tylko wydaje się, że wraca stary dobry Gerwyn Price, to po chwili sam Walijczyk nakazuje nam się wstrzymać z pochwałami, rozgrywając jakiś słabszy mecz. Price’owi trzeba jednak oddać, że wysyła nam coraz więcej sygnałów świadczących o jego dobrej grze. Przykładem był chociażby turniej Premier League w Nottingham, gdzie zaprezentował wysoką i, co najważniejsze, bardzo równą formę. Na usprawiedliwienie Walijczyka działa jeszcze jedna rzecz – nie można mu odmówić sporego pecha. W najważniejszych momentach dotychczasowych rozgrywek natrafiał na rywali rozgrywających wybitne partie.

Słabiej wygląda sytuacja Jonny’ego Claytona, który od kiedy ogłosił decyzję o porzuceniu swojej dotychczasowej pracy tynkarza i poświęceniu się dartowi na pełen etat, przestał zachwycać. Ferret zgubił gdzieś magię, którą czarował nas w swoim najlepszym momencie kariery. Clayton sprzed dwóch lat miał w sobie ogromny luz, był zawodnikiem, który nie kalkulował i zachwycał efektownymi zejściami z wartości powyżej 100-punktowych. Walijczyk z obecnego sezonu i większości poprzedniego nie jest już tak skuteczny na podwójnych, nie zdobywa tak regularnie 140-tek, którymi jeszcze niedawno terroryzował świat PDC i nie widać w nim tej samej pewności we własne umiejętności. Dotychczasowe występy w Premier League i w turniejach telewizyjnej przypominają bardziej Claytona sprzed transformacji – groźnego rywala, który potrafi zaskoczyć najlepszych, ale o trofea raczej się nie bije. Silna czołówka potrzebuje Claytona w dużo lepszej formie.


Dołek Wrighta

Chyba najmniej dyskusyjna jest sprawa Petera Wrighta. Szkot znajduje się w dołku swojej formy i to od kilku dobrych miesięcy. W drugiej połowie poprzedniego roku w życiu prywatnym Snakebite’a wydarzyło się sporo niedobrego. Najpierw musiał zatroszczyć się o swoje zdrowie i przejść operację usunięcia pęcherzyka żółciowego, a potem martwić się o zdrowie swojej żony. Słabsza forma Wrighta była wtedy w pełni zrozumiała. Nikt nie przypuszczał jednak, że ten kryzys będzie trwał tak długo i będzie tak dotkliwy.


Szokująca była już przegrana w Mistrzostwach Świata z Kimem Huybrechtsem – obrońca tytułu w mizernym stylu oddał rywalowi trzy sety i już na etapie 3 rundy pożegnał się z marzeniami o podbiciu Ally Pally drugi rok z rzędu. W styczniu Wright zamydlił nam na chwilę oczy dobrym występem w Nordic Darts Masters, ale sytuacja szybko powróciła do stanu wyjściowego. Szkot raz za razem odpadał w pierwszej rundzie turniejów Premier League, a jego gra często wyglądała po prostu źle. Przełamaniem miało być UK Open, ale tam Snakebite znów był daleki od swojej optymalnej formy, a marzeń o awansie do ćwierćfinału pozbawił go… Richie Burnett. Trzeba przyznać, że był to dość nieoczekiwany grymas historii, która zapętliła się i przyniosła nam powtórkę wyniku z 1995 roku, gdy Walijczyk wygrał z Wrightem podczas Mistrzostw Świata BDO. Mijają miesiące, a w grze Szkota nie widać specjalnej poprawy. Peter żongluje lotkami, przekonuje w mediach, że wszystko jest w porządku, a w Premier League wciąż ma dużo czasu na odrabianie strat, ale gołym okiem można stwierdzić, że sytuacja daleka jest od „w porządku”.

ree

źródło: https://e1.365dm.com/22/11/1600x900/skysports-peter-wright-grand-slam-of-darts_5967647.jpg


W grze Wrighta widocznych jest obecnie sporo mankamentów. Często możemy u niego obserwować bardzo dziwne lotki, które posyłane są daleko od celowanych sektorów. Właściwie trudno obecnie wskazać element gry, w którym do Szkota nie moglibyśmy się do czegoś przyczepić. Mecz z Burnettem dobitnie pokazał, że Wrighta nie sposób się obecnie bać i daleko mu od formy, która potwierdziłaby jego wysoką pozycję w rankingu.


Nie ma kim postraszyć

Ścisła darterska czołówka ma obecnie swoje mniejsze i większe problemy. Można czasem odnieść wrażenie, że trudno jest wśród topowych miejsc rankingu Order of Merit znaleźć prawdziwego straszaka – zawodnika, którego w ciemno można typować do wygrania dużego turnieju i do pewnego ogrywania niżej sklasyfikowanych rywali. W ścisłej czołówce rankingu znajduje się jeszcze chociażby Luke Humphries, ale on dopiero uczy się roli faworyta i wciąż ma problemy z przekuciem swojej dobrej gry w mniejszych turniejach na te najważniejsze imprezy. Zawodnicy z drugiego szeregu skrzętnie korzystają ze słabszych momentów najlepszych i potrafią sprawiać psikusy i niespodzianki.


Trzeba pamiętać, że to wciąż początek sezonu, a najważniejsze turnieje dopiero przed nami. Michael van Gerwen z pewnością swoją topową formę przygotuje właśnie na drugą połowę roku, Gerwyn Price coraz częściej przypomina o swoich dużych możliwościach, a Jonny Clayton, Michael Smith i Peter Wright to zawodnicy o tak dużej klasie, że w każdym momencie mogą odpalić. Trzeba jednak zaznaczyć, że jeszcze nigdy w historii nie zdarzyło się tak, że i Mastersa i UK Open wygrywali zawodnicy spoza czołowej 16 rankingu. Nigdy aż do tej pory…


Komentarze


Post: Blog2_Post
  • Facebook
  • Instagram

©2022 by DartsPL

bottom of page